Co Hailey ma w kosmetyczce? Czyli co nowego szykuje Rhode
Jeśli choć raz skrolowałaś Instagrama i trafiłaś na perfekcyjnie błyszczącą cerę Hailey Bieber, to wiesz już jedno – ona naprawdę wie, co robi z pielęgnacją. A skoro założyła własną markę kosmetyków, Rhode, to chyba możemy spodziewać się małego skincare’owego objawienia. No i teraz temat robi się naprawdę gorący, bo Hailey ostatnio pokazała w socialach, że testuje „nowe rzeczy”. Co to za kosmetyki Rhode? Czy nasze kosmetyczki mają się na co przygotować? No to sprawdźmy, co kombinuje Miss Dewy Skin Queen.
Catch the vibe: Gen Z estetyka, ale pielęgnacja totalnie na serio
Najpierw kilka słów o tym, czym w ogóle jest Rhode – tak na wypadek, gdybyś akurat przegapiła cały hype z zeszłego roku. Rhode Skin to marka pielęgnacyjna stworzona przez Hailey Bieber, która wystartowała z trzema produktami i od razu zrobiła szum. Minimalistyczne opakowania w stylu „skandi meets clean girl”, ceny rzędu „da się przeżyć”, no i obietnica skóry miękkiej jak brzoskwinia po deszczu. Bestseller? Bez dwóch zdań Peptide Glazing Fluid – czyli coś pomiędzy serum a żelem nawilżającym, który daje efekt „glazurowanej” skóry – taki błysk, że aż można się w tym odbić.
Ale, no właśnie – Rhode nie stoi w miejscu. W ostatnich tygodniach Hailey zaczęła delikatnie, jak to ona, wrzucać na Instastories nowe produkty, które testuje sama. I nie są to takie randomowe sneak peeki – to były konkretne kadry, dokładnie pokazane formuły, odcienie, konsystencje. Albo robiła to bardzo przypadkiem, albo… doskonale wiedziała, co robi. A my, wiadomo, obserwujemy jak FBI.
Nowy trend? Masełka do ust, które wyglądają jak błyszczyk
Jednym z produktów, który wywołał największe poruszenie, są nowe odcienie kultowego już Peptide Lip Treatment. Hailey wielokrotnie mówiła, że szukała balzamu, który będzie wyglądał jak błyszczyk, ale jednocześnie robił coś więcej niż tylko błyszczał. Ten produkt zawiera m.in. masło shea, peptydy i babassu – czyli składniki mocno pielęgnujące i regenerujące. Oryginalne wersje miały neutralne, mleczne odcienie – teraz idziemy w coś bardziej intensywnego.
Fanki Rhode zauważyły, że Hailey pokazała się ze śliwkową wersją tego produktu, a tuż po niej – z czymś przypominającym klasyczną malinę. Jedna z internautek zrobiła nawet zbliżenie pigmentu i porównała je z kolorami Pantone (tak, internet to magia), próbując przewidzieć nazwę każdego odcienia. Rhode jeszcze nie wypuściło oficjalnej informacji, ale… chyba wiadomo, co się kroi. Jeśli lubisz naturalne konturowanie ust bez wysiłku – nowe lip treats mogą być Twoją obsesją.
Czy Rhode robi krok w stronę kolorówki?
Tu robi się jeszcze ciekawiej. Niedawno Hailey pokazała, jak używa… kremowego sticka do policzków. Niby nic, ale to nie był znany produkt żadnej marki – a kiedy zapytana o to odpowiedziała „Just testing something *wink wink*”, wiadomo było, że coś się gotuje. Rhode może szykować swoje pierwsze kosmetyki do makijażu – takie, które nadal są mocno „skincare-based”, ale już balansujące między pielęgnacją a upiększaniem.
Jeśli to prawda, możliwe że zobaczymy:
– Rozświetlacze w formie kremu, które można wklepywać palcem,
– Róż w mega nawilżającej formule z masłem cupuaçu lub lanoliną,
– Może nawet coś na styl tintów, które przy okazji leczą spierzchniętą skórę.
Co ciekawe, Hailey kilkukrotnie podkreślała, że jej priorytetem jest „barrier support” – czyli ochrona naturalnej bariery skóry. Więc nawet jeśli pójdzie w stronę makijażu, to raczej zobaczymy produkty, które mają uzdrowić skórę w dłuższej perspektywie, a nie tylko momentalnie ją upiększyć. W stylu „twoja skóra, ale zdrowsza”.
Nowy hit: mleczny krem-żel pod oczy?
Kolejny produkt, który Hailey ostatnio testuje, to coś, co wygląda jak krem pod oczy o bardzo lekkiej, niemal mlecznej konsystencji. Znowu, zero logo, zero etykiety – czyli klasyczny sposób Rhode na teasing. Opakowanie przypomina nieco Peptide Glazing Fluid, ale aplikator był inny – taki z cienką końcówką do precyzyjnego nakładania.
Plotki na TikToku? Podobno ma to być krem-żel z kofeiną i niacynamidem, który błyskawicznie rozjaśnia i chłodzi. Jeśli to prawda, to całkiem możliwe, że będzie to odpowiedź Rhode na zmęczone poranki i spuchnięte spojrzenia.
Hailey testuje na sobie i… wygląda tak, że chce się to wszystko kupić
Na tym etapie nie ma już sensu udawać – Hailey jest najlepszą reklamą swojej marki. Bez filtrów, często z bliska, pokazuje jak jej skóra wygląda w świetle dziennym i trzeba przyznać – girl glows. I to nie tylko dlatego, że ma dostęp do najlepszych dermatologów i kosmetologów. Klucz jest w tym, że testuje wszystko na sobie. No właśnie – testuje. Czyli zanim coś trafi na rynek, sama przez tygodnie sprawdza jak reaguje jej skóra, jak wyglądają warstwy, czy się nie roluje pod SPF-em.
Dla nas, konsumentek, to plus. Bo jeśli ktoś tak pedantyczny w pielęgnacji jak Hailey mówi, że coś działa, to nie musi być czcze gadanie marketingowe. Zwłaszcza że Rhode nie zostawia cię z pustą obietnicą – ich opakowania są szczere, składy konkretne, bez „zapychaczy”.
Na co czekamy? Premiera tuż za rogiem?
Chociaż oficjalna data premiery nowych kosmetyków Rhode jeszcze nie została ogłoszona, wiele beauty insiders przewiduje, że może to być końcówka wiosny lub początek lata. Czyli czas, kiedy nasza skóra naprawdę potrzebuje czegoś lekkiego, świeżego i supernawilżającego. Hailey od dawna mówiła, że nie chce mieć 100 produktów w ofercie, tylko kilka perfekcyjnych – ale wygląda na to, że coś jednak ją kusi, by trochę poszerzyć repertuar.
I bardzo dobrze. Bo jeśli kolejne nowości będą choć w połowie tak udane, jak oryginalny Peptide Glazing Fluid, to my już szykujemy miejsce na półce.
A Ty? Masz już coś z Rhode w swojej łazience czy dopiero się czaisz na pierwszy produkt? Pisz do mnie, jeśli masz swoje typy, bo chętnie zobaczę, co się u Was sprawdza.
Źródło: we-org.com