Czy ten ślub naprawdę był jak z bajki?

Nie uwierzyłabyś, ile emocji wciąż budzi ślub Hailey i Justina Bieberów. Mimo że minęły już lata odkąd powiedzieli sobie tak, temat wraca jak bumerang – i za każdym razem jakby ktoś zrzucał nową bombę. W mediach znów zawrzało, a fani (i koleżanki przy winie) pytają: co tak naprawdę działo się za kulisami ich bajkowej ceremonii? Bo choć z zewnątrz wszystko wyglądało jak sesja Vogue’a na sterydach – piękna suknia, luksusowy hotel, celebryci jak z katalogu – to jednak nowa prawda, która właśnie wypłynęła, rzuca zupełnie inne światło na ten dzień.

Ślub cywilny, który zmienił wszystko

Zacznijmy od początku, bo tu już się zaczyna robić ciekawie. Hailey i Justin pobrali się cywilnie po cichu, we wrześniu 2018 roku, bez wielkiego zamieszania, bez fleszy, bez kamer. Plotki mówiły, że to była spontaniczna decyzja. Czy na pewno?

Dopiero teraz, po latach, Hailey przyznała w jednym z wywiadów, że to nie była romantyczna ucieczka do urzędu stanu cywilnego. W rzeczywistości para była pod ogromną presją. Justin przechodził wtedy trudny okres zdrowotny i psychiczny. Hailey powiedziała wprost: „Czułam, że muszę być przy nim, na pełen etat. Nie było pytań”. Brzmi pięknie i lojalnie, ale też trochę jak wielki ciężar jak na świeżo upieczoną żonę. I teraz część fanek zaczęła zadawać sobie pytanie: czy decyzja o ślubie była bardziej medyczno-terapeutyczna niż romantyczna?

Wielkie wesele rok później – dla nich czy dla świata?

Wielu myśli, że ceremonia ślubna Hailey i Justina odbyła się we wrześniu 2019. I tak, była – ta bajkowa, pełna luksusu ceremonia w Karolinie Południowej, w hotelu Montage Palmetto Bluff. Ale to już był ślub „po ślubie”. Dopiero teraz wychodzi na jaw, co działo się za kulisami.

Hailey zdradziła, że wcale nie marzyła o tak wystawnym weselu. Organizacja trwała miesiącami, lista gości zmieniała się codziennie, a ona praktycznie nie sypiała z nerwów. W rozmowie z jednym z amerykańskich portali przyznała: „Czułam, że to robimy bardziej dla mediów niż dla siebie. Każde moje potknięcie było rozkładane na części w internecie”. A przypomnijmy – wtedy sieć co chwilę porównywała ją do Seleny Gomez.

Hailey Bieber, ślub w cieniu byłej

Nie da się gadać o ślubie Hailey Bieber bez jednego nazwiska na S. Tak, chodzi o Selenę. Nawet jeśli fani Justina próbują udawać, że to temat zamknięty – bądźmy szczere, to był ogromny cień wiszący nad całą relacją. Hailey mówiła po czasie, że tuż po ślubie przez miesiące nie mogła otworzyć Instagrama bez otrzymywania setek komentarzy o Selenie. W dzień ceremonii? Jedna z większych dram, bo wielu fanów Seleny urządziło sobie w sieci – dosłownie – cyfrowy protest. Niezbyt romantyczna atmosfera jak na dzień, który podobno ma być „najpiękniejszy w życiu”.

I co ciekawe – teraz wiemy, że Hailey wiedziała o tym wcześniej. Ktoś miał jej wysłać screeny z organizowanych w grupach fanowskich „akcji przeciw ślubowi”. Czyli wychodzi na to, że w ten wielki dzień, oprócz zmartwień o stylizację i fryzurę, musiała się jeszcze spinać psychicznie przed hejtem. To naprawdę nie brzmi jak wesele, które zapisałabyś w pamięci jako najpiękniejszy moment swojego życia.

Suknia, która stała się… wymuszonym symbolem?

Ach, ta słynna suknia od Off-White z napisem „Till Death Do Us Part”. Tak naprawdę to nie był pierwszy wybór Hailey. W wywiadzie dla Vogue’a przyznała, że jej marzenie to była klasyczna, prosta i bardzo minimalistyczna suknia. Ale Justin – tak, Justin – miał inne zdanie. Chciał, by cała ceremonia była „ikoną popkultury”, czymś, co przejdzie do historii. Czyli… musiało być dramatycznie, efektownie i koniecznie z logo.

Hailey poszła więc w pomysł Virgila Abloha, bo wiedziała, że będzie w oczach świata „influencerką swojego ślubu”. I rzeczywiście – zdjęcia sukni obiegły cały glob. Ale teraz, gdy wracamy do tych wspomnień z nowymi informacjami, trudno nie pomyśleć: czy to była jej suknia marzeń? A może bardziej teatralna kreacja wymuszona presją bycia „żoną Biebera”?

Co się działo tuż po ślubie?

Tutaj robi się jeszcze bardziej szczerze. Hailey dopiero niedawno zdradziła, że początki małżeństwa były… ogromnym szokiem. „Miałam wrażenie, że weszłam w życie, na które nie byłam gotowa” – powiedziała w jednym z podcastów. I co najlepsze, dodała, że przez pierwsze tygodnie czuła się tak, jakby była… opiekunką Justina, a nie jego żoną. Bo on zmagał się z problemami zdrowotnymi i potrzebował dosłownie 24/7 wsparcia.

Nie było romantycznych podróży poślubnych, nie było nawet miesiąca miodowego. Zamiast tego: intensywna terapia, konsultacje, samotność. Hailey przez długi czas w ogóle nie czuła się „mężatką”, raczej jak dziewczyna, która weszła w ogień i musi teraz trzymać pozycję.

Dlaczego właśnie teraz wychodzi na jaw tyle szczegółów?

Bo Hailey dopiero teraz poczuła się bezpiecznie, by mówić. I coś czuję, że to tylko początek. Przez lata stała z boku, z delikatnym uśmiechem, chroniąc Justina i siebie przed niepotrzebnym zamieszaniem. Ale teraz? Ma dość.

To właśnie dlatego wraca temat: Hailey Bieber, ślub i cała machina show-biznesu, która przemieliła ten związek jak popcorn w kinie. Kiedy patrzymy na jej szczere słowa, okazuje się, że nawet największe gwiazdy przechodzą przez dokładnie to, co my – niepewność, presję, dramaty z rodziną i szukanie siebie w nowej roli. Może dlatego temat tak nas grzeje. Bo pokazuje, że „hailey bieber slub” to nie tylko Google Trends, ale historia prawdziwej dziewczyny, która próbowała ułożyć sobie życie z chłopakiem, który miał cały świat na karku.

Po tych wszystkich rewelacjach trudno nie patrzeć na cały ten ślub z zupełnie innej perspektywy. Może bajki bywają inne niż się spodziewamy. A może czasem, zanim powiesz komuś „tak”, warto zapytać siebie, czy to naprawdę twoja historia – czy tylko narracja, którą ktoś próbuje ci napisać.

Źródło zdjęcia: Plotek.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *